Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi merxin z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 29540.00 kilometrów w tym 890.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.29 km/h
Więcej o mnie.

2014
button stats bikestats.pl
2013
button stats bikestats.pl
2012
button stats bikestats.pl

Kalendarz Rowerowy 2013

? ?
? ?
? ?
? ?
? ?
? ?

Kraje w których odbyłem wycieczki rowerowe:

>10000km
Polska
1000-10000km
Chiny Czechy
100-1000km
Irlandia
Szwajcaria Włochy
10-100km
Finlandia Holandia
Maroko Słowacja
Austria Meksyk
Tanzania Peru

Zdobyte Podjazdy

...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy merxin.bikestats.pl free counters
Free counters
Wpisy archiwalne w kategorii

Ponad 100 km

Dystans całkowity:5819.30 km (w terenie 1.00 km; 0.02%)
Czas w ruchu:220:43
Średnia prędkość:26.37 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:62872 m
Maks. tętno maksymalne:209 (99 %)
Maks. tętno średnie:173 (81 %)
Liczba aktywności:45
Średnio na aktywność:129.32 km i 4h 54m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
164.30 km 0.00 km teren
06:44 h 24.40 km/h:
Maks. pr.:61.09 km/h
Temperatura:27.0
HR max:190 ( 90%)
HR avg:153 ( 72%)
Podjazdy:2300 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Przełęcz Sucha

Piątek, 21 czerwca 2013 · dodano: 22.06.2013 | Komentarze 2

Poranne szykowanie wyliczone co do minuty, z wcześniej zakupionym regiokarnetem wpadam do pociągu, na 7 minut przed odjazdem, tzn przed planowym odjazdem, bo pociąg czeka 40 minut na jakiś inny, z którego ostatecznie wsiadają do naszego… 3 osoby… bez komentarza. Przez to opóźnienie wiem, że będę musiał najprawdopodobniej modyfikować zaplanowaną trasę. O 9 ruszam ze stacji Bardo Przyłęk – pierwszy cel – Przełęcz Łaszczowa.





Asfalt na podjeździe średni, ale na zjeździe idealny!!!



Można pozazdrościć kolarzom z Kłodzka. Niestety przegapiam skręt i nie udaje mi się ominąć stolicy Kotliny Kłodzkiej. Dalej jadę krajówką, mijając kilka hopek w tym Przełęcz Kłodzką. W Złotym Stoku na Przełęcz Jaworową. Do tego momentu słońce praży dość mocno, a temperatura w okolicy 26 stopni. Na szczęście jest sporo cienia, ale i tak nie jestem w stanie za bardzo wjeżdżać w wyższych strefach, jadę w okolicach 160-170BPM. Po drugiej stronie przełęczy pojawiają się chmury. Kolejnym, w zasadzie głównym celem wyprawy jest Przełęcz Sucha, jedna z nielicznych okolicznych przełęczy o wysokości ponad 1000mnpm. Niestety skręt na nią praktycznie nie jest oznakowany. Wiedząc, że go minąłem postanawiam odwiedzić Bielice. Tam jednak kończy się asfalt i tym samym zabawa na rowerze szosowym.



Wracam wolniej, żeby nie przegapić skrętu. Okazuje się, iż jedynym dobrze widocznym oznakowaniem jest niebieska tablica wskazująca drogę na Łopuchówkę. Od tego momentu nachylenie wyraźnie podnosi się.



A kawałek dalej przez 3 km, średnie nachylenie trzyma 8%, nieźle, a pojawiają się odcinki kilkunastoprocentowe.



Jakość asfaltu całkiem niezła, klimat nieco podobny do Podjazdu pod elektrownię Dlouhe Strane.




Przez większą część nie spotykam żywej duszy. Na górze dopiero ekipę pracującą przy wycince drzew i grupkę turystów. Do Przełęczy Dział jest stromo, a dalej już sporo łatwiej, trochę płasko, trochę w dół, trochę pod górkę.



Rowerem MTB ze szczytu można by wybrać jedną z 2 opcji zjazdowych inną drogą, szosą wracam tą samą drogą.





Na zjeździe trzeba uważać, bo o ile generalnie podjechać da się po dobrym asfalcie to droga jest wąska i pojawiają się dziury, które przy szybkim zjeździe trudniej wychwycić ; )







Później jeszcze wjeżdżam na Przełęcz Lądecką, super zjazd do Jawornika i na pociąg do Kamieńca, znowu spóźniony :/




Pod względem turystycznym – wyprawa bardzo udana, na większości dróg, poza krajówką ruch minimalny, widoki i pogoda super. Pod względem treningowym oceniam wyjazd już nieco gorzej. Nie wiem czy przez dość wysoką temperaturę (nie było jednak aż tak upalnie), mało snu czy inne czynniki nie byłem w stanie pojechać zbyt mocno, czułem, że nawet przy obecnej dyspozycji byłbym w stanie dać z siebie więcej na podjazdach :/ Za Stroniem Śląskim nie mogłem też znaleźć żadnego sklepu i zacząłem w pewnym momencie, z braku energii czuć się jak rok temu w Alpach na pierwszej dużej przełęczy. Poza tym, oby więcej takich wypadów, fajne przetarcie przed kolejnymi górami :)
Trasa:


High 12m
IN 4h 18m
Low 2h 14m

Dane wyjazdu:
118.60 km 0.00 km teren
03:58 h 29.90 km/h:
Maks. pr.:59.33 km/h
Temperatura:27.0
HR max:209 ( 99%)
HR avg:173 ( 81%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Tąpadła x 3

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 15.06.2013 | Komentarze 0

Na miejscu zbiórki stawili się dzisiaj Artur, Wito i Marcin (z teamu triathlonowego). Od początku po zmianach tempo solidne. Pierwszą premię lotną w Gniechowicach odpuszczam, chyba się jeszcze nie obudziłem do końca :) wygrywa Artur przed Witkiem.

Pierwszy podjazd od Sulistrowiczek w czasie 7m15s . 2,6km o średnim nachyleniu 4,6%, AVS 21.51km/h na finiszu wyprzedzam Artura o kilkanaście metrów, na trzecim miejscu Marcin, na czwartym Witek.

Drugi podjazd, od Wirów w czasie 6m30s 19,38km/h, coś nie chce mi się mapka narysować :/ , wjeżdżamy w tym samym czasie z Arturem, tym razem kreskę Artur pokonał minimalnie szybciej. Pierwsze dwa podjazdy w okolicach 196-198 BPM, ciekaw jestem w jakim tętnie wjeżdżałoby mi się optymalnie.

Trzeci podjazd od Sadów 2,8 km o średnim nachyleniu 4,46% w czasie 8m50s, mogło być szybciej, ale początek rozmawialiśmy trochę, AVS 19,02km/h, w końcówce odpalam HR 209, max dzisiejszego wyjazdu, Artur wjeżdża po 22s, chłopaki jeszcze trochę dalej.

Pomiary dokonane, trzeba porównać czasy następnym razem. Powrót też dość mocno, pracujemy głównie z Arturem, zgarniam jeszcze finalną premię górską w Smolcu :D Dalej już rozjazdowo. Wypad jak najbardziej udany :) Dzięki!!!

High 1h28m
In 2h15m
Low 15m

Dane wyjazdu:
146.00 km 0.00 km teren
05:12 h 28.08 km/h:
Maks. pr.:59.14 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:900 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Słoneczne Wzgórza Trzebnickie - najdłuższy tegoroczny etap

Niedziela, 21 kwietnia 2013 · dodano: 21.04.2013 | Komentarze 5

Rano nie chciało mi się bawić z makaronem, a do tego na stole kusząca stał słoiczek nutelli i na śniadanie 3 kromki + jedną podwójną zrobiłem na drogę. Do Obornik Śląskich przy dość silnym bocznym wietrze, który dawał się dzisiaj we znaki przez cały dzień w zasadzie. Na podjeździe pomiędzy Obornikami i Trzebnicą poczułem głód i tu pierwsza, i na szczęście jedyna niemiła niespodzianka tego dnia - zapomniałem kanapki, a niestety nic innego nie wziąłem do jedzenia.




Na podjeździe za Trzebnicą wyprzedzam 3 szosowców :) Na zjeździe mnie doganiają, ale na kolejnym podjeździe zostawiam ich w tyle :) Zaczynam się jednak rozglądać za sklepem, a te albo zamknięte, albo obok kręcą się podejrzane typy i boję się zostawić rower. No nic jakoś do Trzebnicy dociągnę a tam zrobię zakupy. W Pasikurowicach na miejscu zbiórki spotykam kolejno Pawła (Gore), Artura (marathonrider) oraz Artura (Castor Troy) plus 2 kolegów których spotkałem pierwszy raz. Krzysiek pod którego dom podjeżdżamy potrzebuje jeszcze trochę czasu i ruszamy sami (chyba w 6). Artur zaoferował mi żela, ale postanawiam jakoś dociągnąć do Trzebnicy (trochę już na oparach :) ). Na miejscu zbiórki stopniowo zjeżdża się coraz większa ekipa.



W sklepiku kupuje kolarskie przysmaki :P (pączka, 2 Attacki - tak by być gotowym na 2 ataki ;) oraz kubusia ) Chwila pogadanek i ruszamy. Robimy sobie z Krzyśkiem małe ucieczki, ale w końcu decydujemy zaczekać na peleton. Świeża dawka kalorii dodała mi sporo sił, a wbrew przestrogom Pawła, pączek dał radę :) Później jedziemy już w peletonie, tempo solidne, ale bez szaleństw. Po kilkunastu kilometrach odbijamy z Arturem na Prusice. Mijamy podjazd między Prusicami a Obornikami, na który już od jakiegoś czasu czaiłem się, żeby się wybrać :)





Początkowo jedziemy rozmawiając, ale w końcu bierzemy się solidnie do roboty współpracując na zmianiach przy dość silnym bocznym wietrze. Na koniec przez miasto znowu rozjazdowo. Wyprawa udana, w końcu jakiś konkretny dystans w tym roku :) Dzięki wszystkim za wspólny wypad, w szczególności Arturowi, za współpracę w drodze powrotnej :)

Mapka tak mniej więcej...


Dane wyjazdu:
100.30 km 0.00 km teren
04:10 h 24.07 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: kcal

Śnieżna Przełęcz

Sobota, 16 marca 2013 · dodano: 16.03.2013 | Komentarze 2

Widząc pogodę za oknem nie miałem dziś wątpliwości w jaką trasę się wybiorę. Temperatura rano lekko poniżej zera, za oknem słonecznie. Liczyłem na powtórkę wyjazdu sprzed 2 tygodni. Początek nie wskazywał, że może być inaczej. Na 14km drogę przebiegł mi lis, wokół sporo śniegu, w przeciwieństwie do wyjazdu z początku marca. Pierwszy podjazd na trasie - wjazd do Sobótki wjeżdżam chyba jeszcze trochę szybciej niż ostatnio, na liczniku przez większość czasu 19km/h, co przy ponad 16kg samego roweru (+ bidony i zestaw mniej lub bardziej potrzebnych gratów w kieszonkach) nie jest jakimś najgorszym wynikiem, choć podjazd zbyt trudny nie jest. W okolicach Będkowic mijam się z odśnieżarką, asfalty za Sobótką bardziej wilgotne niż ostatnio, chwilę później zaczyna pruszyć śnieg, który towarzyszy mi przez większą część podjazdu, w końcówce prusząc przy promieniach słońca. I niespodzianka, spodziewałem się nawierzchni tak jak 2 tygodnie temu, a tymczasem, pewnie gdyby nie odśnieżenie to droga byłaby całkiem biała. Na szczęście wzdłuż całej drogi dało się jechać asfaltem, obok leżącego śniegu. Na szczycie chwilowy postój, okazuje się, że w bidonie mam mnóstwo brył lodu.





Zjazd na Wiry, droga na sady dalej cała w śniegu. Przy zjazdach marznę, postanawiam więc zjechać już do Sobótki i ruszyć na Wrocław.








Na skręcie na 35-tkę drogę przebiega mi spory zając :) Później okazuje się, że śniadanie było zbyt słabe, a przez lód w bidonie wpływ energii z tego źródła został ograniczony i w okolicach odbicia na Kąty Wrocławskie zaczyna mi brakować energii, tego jeszcze nie było w tym roku. Zjadam 2 batoniki, ale za wiele nie pomagają, wlekę się parę km jakieś 20km/h i nie za bardzo mam z czego przyśpieszyć. Zatrzymuję się więc na przerwę w sklepie i po przekąsce siły wracają. Przemarzły mi dzisiaj znowu ręce i stopy, ręce przez wyjmowanie ich z rękawiczek do robienia zdjęć, jedzenia itd. Chyba najbliższy wypad na jakąś przełęcz jak temperatura w końcu podskoczy do 10 st. przynajmniej.

Dane wyjazdu:
102.80 km 0.00 km teren
04:18 h 23.91 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: kcal

W alpejskiej krainie Tąpadła

Sobota, 2 marca 2013 · dodano: 02.03.2013 | Komentarze 2

Około 9 spotkałem się z Szymonem i Krystianem na miejscu zbiórki, ruszamy w stronę Sobótki, moja pierwsza wyprawa w tym roku w tamte rejony. Od początku Szymon, dla którego była to pierwsza taka wyprawa w tym roku, mimo tego iż tempo i intensywność niskie, zaczyna trochę odstawać. Po godzinie ze średnią nieco ponad 19 km/h dochodzę do wniosku, że nie ma to zbytniego sensu, bo w takim tempie zbyt szybko do domu nie wrócę, a i trening średni. Mówię więc chłopakom, że muszę być w domu szybko i odłączam się jadąc dalej samotnie. Za Gniechowicami chyba największe zbiorowisko saren jakie widziałem, najpierw stado liczące 18 sztuk, a następnie 600 m dalej, ogromne – ponad 40 osobników, nieźle. Podjazd w Sobótce udało się wjechać nie schodząc z prędkością poniżej 17km/h, chyba trochę pomógł jednak wiatr. Sobótka okazała się bramą do zupełnie innego świata, krainy pokrytej śniegiem. Krajobraz bardzo przypominał mi widoki z czerwcowej wyprawy w Alpy – z reguły suchy asfalt i śnieg leżący po obu stronach drogi. W niższych partiach zdarzały się niewielkie strumyki spływającej ze stopionego śniegu wody. Na podjeździe właściwym leśny mikroklimat trzymał śnieg w ryzach utrzymując suchy asfalt, bardzo fajnie się jedzie w takich warunkach, choć zwłaszcza na zjazdach czuć wyraźny chłód. Na podjeździe prędkość spadała już momentami wyraźnie niżej niż wcześniej, ale biorąc pod uwagę wagę roweru i tak nie było najgorzej. Ślężański Mnich w przypływie gniewu zablokował śniegiem zjazd na Sady i pozostała tylko droga na Wiry, na szczęście zupełnie sucha. Po drugiej stronie przełęczy krajobraz zupełnie zimowy, bardzo ładnie to wyglądało, śnieg, słońce, aż mi się szkoda zrobiło, że się zima kończy. Wjazd od strony Wirów – 2km i powrót, do Sobótki, kontrolny telefon ile mam czasu :) i powrót do domu przez Skałkę. Chłopaków w drodze powrotnej już nie spotkałem to chyba zrezygnowali w końcu. Super wyprawa zwłaszcza krajobrazy za Sobótką świetne. Trzeba częściej zabierać aparat.

Dane wyjazdu:
102.70 km 0.00 km teren
04:12 h 24.45 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max:198 ( 94%)
HR avg:165 ( 78%)
Podjazdy:740 m
Kalorie: kcal

Zimowe Odwiedziny na Wzgórzach Trzebnickich

Niedziela, 17 lutego 2013 · dodano: 17.02.2013 | Komentarze 0

Dziś udało się zebrać cały w zasadzie zimowy zastęp Husarii. Pod blokiem spotkałem się z Arturem. Potem dojechaliśmy do Krzyśka, a po chwili przyjechał Piotrek. Od Skarszyna pierwsze podjazdy, miałem nadzieję, nie przekraczać 85%, ale nie do końca się to udało, żeby jechać w peletonie momentami musiałem przekroczyć tą wartość, no nic. Mimo tego iż dość mokro na szosie, a początkowo leciutko padało, nie jechało się źle. Kierunek na Trzebnicę na spotkanie z Szerszeniami. Niezbyt uśmiechała mi się wizja jazdy po błocie, więc od razu negatywnie nastawiłem się do tego pomysłu i postanowiłem wrócić inną trasą do domu. Czekając na start odwiedziliśmy z Krzyśkiem kilka lokalnych podjazdów, całkiem strome hopki, chociaż krótkie. Chłopaki przekonali mnie, żeby kawałek pojechać z Szerszeniami i wizja przejazdu na Oborniki albo na Zawonię wyglądała całkiem ciekawie. Jednak jak zobaczyłem, że peleton zmierza w stronę Milicza to zrezygnowałem szybko. Jakoś przez samotne jazdy mój stadny instynkt rowerowy nieco wygasł :) Powrót i odbijam na Zawonię. Przed skrętem na Sędzice widzę na liczniku 50km i zapada decyzja o dokręceniu do setki :) Jadę więc na podjazd za Zawonią i odbijam w stronę Wrocławia, dalej do Łoziny i Głuchowa Górnego, gdzie dochodzędo wniosku, że wracając do Wrocławia powinno wyjść ponad 100km. To najdłuższy trening i najdłuższy dysatns jak dotąd w tym roku. Cieszę się, że w końcu udało się dłużej pojeździć. Wrażenia pozytywne.




Dane wyjazdu:
119.50 km 0.00 km teren
04:12 h 28.45 km/h:
Maks. pr.:47.40 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Deszczowe Zakończenie Sezonu Szosowego 2012

Niedziela, 7 października 2012 · dodano: 08.10.2012 | Komentarze 7

Wraz z kolegami z Husarii Szosowej na niedzielę zaplanowaliśmy Szosowe Zakończenie Sezonu. Bez możliwości bądź motywacji do treningów przez ostatnie 2 i pół miesiąca za wiele nie pojeździłem, a jak już to głównie po mieście. Na miejsce zbiórki jechałem jednak pozytywnie nastawiony z chęcią pokonania po prawie 3 miesięcznej przerwie dystansu 100 km, tak, żeby organizm przypomniał sobie ten typ wysiłku przed jesienną przerwą.



Na miejscu zbiórki zebrało się ok. 22 osób, po drodze dołączyły jeszcze 2. Do Strzelina dojeżdża prawie cały peleton, tempo dosyć spokojne. Tam jednak większość zniechęcona opadami deszczu i dosyć niską temperaturą postanawia zmodyfikować trasę i rusza różnymi drogami w stronę Wrocławia.




Zostaje nas dziewiątka, w tym 6 Husarzy (Piotrek jeden i drugi, Artur, Krzysiek, Witek i ja). Na podjeździe pod Gromnik pierwsza awaria, Artur ma problem z tylną przerzutką.

Na szczęście dzięki pomocy Piotrka udaje się ją szybko naprawić ;)


Choć na każdej takiej przerwie wszyscy marzną.


Chłopaki atakują dobrym tempem, ja z ciężkimi nogami i dodatkowymi kilogramami :P wjeżdżam na 6 pozycji. Nie było z czego pojechać szybciej.
Na szczycie nie ma chętnych do zdjęć więc fotografuję sam siebie :P Po chwili wjeżdża Witek i mówi, że w wiosce niżej jeden kolega łata przebitą dętkę. Zjeżdżamy i atakujemy szczyt ponownie. Zjeżdżamy w stronę Strzelina, jednak w Miłocicach kolejna awaria.


Zostajemy w 4, czekanie mocno nas wyziębia. Po chwili chłopaki wracają ze Strzelina,



awaria naprawiona i ruszamy dalej. W Strzelinie większość decyduje się na powrót pociągiem, my z Krzyśkiem i Witkiem ruszamy do Biedronki i na Wrocław. Początkowo dobrze jedzie się po zmianach, pracujemy w trójkę, po paru km Witek niewprawiony w tak długich dystansach i zmęczony pracą w 2 wcześniejszych pościgach przestaje dawać zmiany. W okolicach przejazdu nad autostradą słabnę i ja. Nogi zmęczone nie chcę pracować. A pomyśleć, że jeszcze parę miesięcy temu wytrzymałość była moją mocną stroną. Krzysiek czeka na nas kilkaset metrów przed granicą Wrocławia. Urządza sobie sprint i zdobywa finałową tablicę. Wracam do domu mokry, zmęczony, ale zadowolony, że w końcu udało się pokonać jakiś konkretny dystans, choć forma pozostawia wiele do życzenia. W sumie o dziwo nawet nie jechało mi się jakoś źle w tym deszczu. Dzięki wszystkim za ciekawy wypad!!

Mapka (początek nieco inaczej, plus dodatkowo powtórzony ostatni km wjazdu


Dane wyjazdu:
256.00 km 0.00 km teren
11:40 h 21.94 km/h:
Maks. pr.:74.46 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:4800 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Korona Jeseników

Piątek, 20 lipca 2012 · dodano: 21.07.2012 | Komentarze 11

Postanowiłem wziąć dzień wolny i wybrać się w długą trasę po górach. Z samego rana pociągiem do Bystrzycy Kłodzkiej, dworzec wydawał mi się mały i nie widząc tabliczki przegapiłem stację. Na szczęście kolejny Bystrzyca Przedmieście był niedaleko. Na pierwszy ogień poszła Puchaczówka, jeden z moich ulubionych polskich podjazdów – po zmianie idealny asfalt, ładne widoki.
Mając w planie długi etap postanowiłem oszczędzać siły i wjeżdżać spokojnym tempem.

Zjazd do Stronia Śląskiego, sekcja bruku i po sporo gorszym asfalcie wjazd na Płoszczynę.
Tutaj też musiałem się mocno hamować, żeby nie szaleć, gdyż podjazd można pokonać naprawdę szybkim tempem.

Przejazd przez granicę polsko-czeską i po idealnym już asfalcie zjazd w dół do Starego Mesta, skręt w kierunku Brannej, przez Premysovske Sedlo do Loucny nad Desnou. Mijane po drodze podjazdy prezentują się całkiem okazale.



W Loucnej tracę niestety sporo czasu na poszukiwanie miejsca w którym mogę zrobić zakupy za złotówki oraz drogi na Dlouhe Stranie. Lokalni chcieli mnie prowadzić przez Kouty, gdzie z kolei chciałem zjechać ze szczytu. Na tych poszukiwaniach tracę jakieś pół godziny :/ w końcu znajduję supermarket w którym można płacić kartą, a naprzeciwko którego biegnie droga na elektrownię. Robię zakupy, chwila przerwy na jedzenie i w drogę. Podjazd jest dosyć ciężki

ale pokonując go w spokojnym tempie nie męczę się zbytnio.

Rundka dookoła jeziorka, fotki na otaczające widoki.

Widząc słaby czas myślę, żeby zrezygnować z Pradziada. Na zjeździe udaje mi się wykręcić prędkość 70,2 km/h. O ile od strony Loucny aż do ok. 1000mnpm nie spotkałem żywej duszy, od tej strony mijam sporo wjeżdżających kolarzy. Następnie wjazd na Cervonohorske Sedlo. Podjazd okazuje się łatwy, nachylenie 2-6%.

Najbardziej wymęczyły mnie chyba 2 kolejne podjazdy w drodze na Pradziada: Videlske Sedlo i podjazd przed Karlovą Studanką na 1002mnpm.


W Karlovej Studance zjeżdżam uzupełnić bidony i atakuję parking.

Z parkingu mając już w nogach dotychczasowy rekord przewyższeń jednego dnia -3500m atakuję Pradziada. Ponad 9km wjazd zajmuje mi 44m57s.

Na szczycie zimno 11 stopni więc robię trochę zdjęć i zjeżdżam.

Na zjeździe łapie mnie lekki deszcz, trochę wychłodzony postanawiam zmodyfikować planowaną trasę i przez Vrbno pod Pradadem jadę na Zlate Hory.

Przystanek po drodze zwiastuje długi zjazd, na którym osiągam VMAX 74.46km/h.

Dalej przez Nysę na Ziębice. Po drodze małe hopki, gubię jednak drogę i omyłkowo zjeżdżam na Otmuchów. Robi się gorąco, bo czasu do pociągu zostało naprawdę niewiele, a ja nie znam tej drogi i nie wiem ile zostało kilometrów. W końcu docieram w lekkim deszczu na dworzec w Ziębicach o 20:44 – na dziesięć minut przed ostatnim pociągiem do Wrocławia. 256km i prawie 5km w pionie. Nowe rekordy ustanowione, choć prawdę mówiąc chyba wolę nieco krótsze trasy z których można na spokojnie wrócić do domu. Co ciekawe sił starczyłoby mi spokojnie jeszcze na atak na 300km do Wrocławia, dnia niestety już nie :D Podjazdy mogłem pokonywać nieco szybciej, bałem się jednak że braknie mi sił, a tych jednak sporo na koniec zostało.



Dane wyjazdu:
153.30 km 0.00 km teren
04:26 h 34.58 km/h:
Maks. pr.:55.45 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:800 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Maraton w Kluczborku - "O Beczułkę Miodu"

Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 16.07.2012 | Komentarze 9

Startujemy o 9:36 wraz z Piotrkiem (Cukrem), Piotrkiem (Suchym). Grupka stopniowo topnieje, na pierwszej hopce schodzę ze zmiany za kolegę w stroju CCC, który kawałek pociągnął niezłym tempem, ale tu puszcza koło, muszę gonić kawałek chłopaków. Po tym incydencie nasza grupka topnieje do 5 osób. 3 Husarzy, Grzesiek Czerwiński i Kazimierz Rojek. Na 18 km Piotrek docisnął na hopce i trochę mnie zagotowało, zostałem na końcu, na szczęście zaczekali chwilę i dalej już współpraca układała się bardzo dobrze.



Wyprzedzaliśmy w dobrym tempie kolejne grupki, kilku zawodników do nas dołączyło, nas za to doszedł pierwszy i trzeci zawodnik w open. Zrobił się nam przez pewien czas około 10-osobowy peleton, w którym każdy współpracował, na 65 km na hopkach peleton porwał się jednak po raz pierwszy, odpadli m.in. zawodnicy z Jastrzębi Łaskich oraz Piotrek (Cukier) od nas, który wcześniej solidnie napracował się na zmianach. Zostajemy w siedmiu.

85 km wjeżdżamy na kolejną hopkę, podjazd plus silny podmuch wiatru na szczycie dzieli naszą grupkę na 2 części – Piotrek zostaje z jak się później okazało czołową trójką w kategorii open. Ja z Grześkiem i Mirkiem zostajemy w tyle. Na zjeździe gonimy ucieczkę, zbliżamy się na niecałe 50m, nie mają jednak zamiaru na nas czekać i w końcu odpuszczamy. W tym momencie omal nie poddałem się psychicznie, czułem się trochę ujechany i myślałem, żeby turystycznie dowlec się do bufetu, gdzie zabiję smutki objadając się bez umiaru :P.

Na szczęście Grzesiek pozbierał naszą grupkę do kupy, naściemniał mnie, że do bufetu niecałe 20km :D w rzeczywistości okazało się ok. 35, poratował bananem i stwierdził, że „jeszcze ich dojdziemy” :)
Współpraca układała się bardzo dobrze, a że nie było szarpania tylko równe zmiany, zacząłem odzyskiwać siły. Na 110km, gdzie miał być obiecany bufet skończyło mi się picie, na szczęście byłem w stanie jechać normalnie i w sumie bez problemu dojechaliśmy do bufetu. Jedną półlitrową wodę wlałem w siebie na raz i poprosiłem o uzupełnienie bidonów, arbuz na miejscu, banan w kieszeń i w drogę. Po kilku minutach dojechaliśmy do Piotrka z jednym kolegą, krzyknąłem chłopakom, żeby łapali się na koło.

Huraganowy wiatr, który przeszkadzał na długich odcinkach w końcówce zerwał się jeszcze mocniej. Na ostatnich kilometrach modliłem się już tylko, żeby dojechać bezawaryjnie do mety. Czułem, że wynik będzie niezły. Na mecie puściliśmy Grześka, który najbardziej się napracował w końcówce przodem, nie spodziewałem się, że wyprzedzę go w klasyfikacji poprzez bonifikatę zdobytą na początku ( wystartowałem jako ostatni z grupy :D )

Na pudle z Piotrkiem :)




Ostateczny wynik:
Czas: 4:26:41
8miejsce/78 open
2 miejsce/10 m2

Piotrek był trzeci w m2 (10 open), a Artur, któremu nie dopisało losowanie grup 4-ty (11 open). Piotrek Cukier 39-ty, Mati 40-ty w open). Kasia zdominowała dystans GIGA zdobywając złoto.
Jestem bardzo zadowolony, w końcu opuścił mnie pech i dojechałem bez awarii czy zgubienia drogi do mety. Dodatkowo nie poddałem się psychicznie i postanowiłem walczyć do końca, co przyniosło bardzo dobry wynik. Muszę popracować nad wjeżdżaniem nad krótkie interwałowe hopki, z reszty jestem dosyć zadowolony.

W trójkę z Kasią i Piotrkiem zostaliśmy na dekorację, komplet medali dla Husarii ;)
Z Piotrkiem musieliśmy jeszcze opić sukces, później na pociąg i do domu.

Dane wyjazdu:
110.10 km 0.00 km teren
03:51 h 28.60 km/h:
Maks. pr.:68.25 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1130 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Suszka - Wrocław

Sobota, 30 czerwca 2012 · dodano: 02.07.2012 | Komentarze 5

Pobudka o 4:30 po 4 godzinach snu i zastanawiam się co ja właściwie wyrabiam, w tygodniu się nie wysypiam, a jeszcze w weekend dobitka, ale nic, trzeba się szykować i jechać na dworzec. We czterech: Marcin (Natus), Piotrek (Cukier), Artur (Castor Troy) i ja ruszamy z Suszki na Przełęcz Srebrną i tutaj na stromych fragmentach dają o sobie znać mięśnie po wtorkowej siłowni - co ciekawe w środę i czwartek miałem takie zakwasy, że ledwo po kawę mogłem się przejść od biurka, a na rowerze nie czułem praktycznie nic :D myślałem, że mięśnie rowerowe mam już uodpornione, jednak na stromszych podjazdach i przyśpieszeniach czuć. Muszę pamiętać o min. 5 dniach przerwy przed trudnymi etapami i maratonami. O Karkonoskiej dzisiaj nie mogło być mowy, dojechałbym co najwyżej do szlabanu :/

Zdobywamy Srebrną, mnie bolą nogi, Artur zmęczony po 3 dniach treningu z rzędu, dla Piotrka to pierwsze szosowania po górach i przede wszystkim wszyscy jesteśmy meganiewyspani i decydujemy odpuścić Jugowską. Wjazd na Woliborską i szybki zjazd do Dzierżoniowa. Końcówka tego zjazdu - bez ostrych zakrętów pozwala się nieźle rozpędzić, wyprzedzam po drodzę malucha :D. W Dzierżoniowie Marcin decyduje się zdobyć Jugowską, my zaś lecimy na Tąpadła. Na szczycie spotykamy wtd i razem lecimy na Wrocław. 11:25 jestem w domu, fajnie tak rano mieć przejechane ponad 100km i zdobyte 3 przełęcze, mniej fajnie czuć się cały dzień niewyspanym. Dzięki za wspólny etap i gratulacje dla Piotra za dobry występ na swoim pierwszym górskim etapie!