Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi merxin z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 29540.00 kilometrów w tym 890.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.29 km/h
Więcej o mnie.

2014
button stats bikestats.pl
2013
button stats bikestats.pl
2012
button stats bikestats.pl

Kalendarz Rowerowy 2013

? ?
? ?
? ?
? ?
? ?
? ?

Kraje w których odbyłem wycieczki rowerowe:

>10000km
Polska
1000-10000km
Chiny Czechy
100-1000km
Irlandia
Szwajcaria Włochy
10-100km
Finlandia Holandia
Maroko Słowacja
Austria Meksyk
Tanzania Peru

Zdobyte Podjazdy

...

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy merxin.bikestats.pl free counters
Free counters
Wpisy archiwalne w kategorii

Etap górski

Dystans całkowity:3154.70 km (w terenie 22.00 km; 0.70%)
Czas w ruchu:135:20
Średnia prędkość:23.31 km/h
Maksymalna prędkość:75.00 km/h
Suma podjazdów:55901 m
Maks. tętno maksymalne:204 (96 %)
Maks. tętno średnie:171 (81 %)
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:116.84 km i 5h 00m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
186.10 km 0.00 km teren
06:49 h 27.30 km/h:
Maks. pr.:64.96 km/h
Temperatura:26.0
HR max:196 ( 92%)
HR avg:162 ( 76%)
Podjazdy:2700 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Górski etap w Kotlinie Kłodzkiej

Niedziela, 21 lipca 2013 · dodano: 21.07.2013 | Komentarze 4

Nie chciało mi się po raz kolejny wstawać o 5 rano, ale jakimś sposobem Arturowi (marathonrider) udało się mnie do tego przekonać. W piątek dość późno wróciłem do domu ze spotkania ze znajomymi i niestety zapomniałem podładować baterii do aparatu :/ Waga rano 73,9kg. Przed 8 ruszamy w trasę, 2 razy jednak zatrzymuję się ze względu na blokujące się koło. Artur wraca i pomaga mi je dobrze założyć i odtąd na szczęście jedziemy dalej już bez technicznych problemów :)

Pierwszy podjazd na Przełęcz Jaworową wjeżdża mi się całkiem dobrze, większość w przedziale 85-89%, na dwóch odcinkach tętno podskoczyło powyżej 90%, ale generalnie był pewien zapas, mimo, że tempo było całkiem solidne, wjeżdżamy razem, choć Artur raczej na większym luzie : ) . Z pozytywnych wiadomości do połowy wjazdu położony jest nowy asfalt : ) jeszcze druga połowa i przybędzie kolejny fajny pod względem nawierzchni podjazd : )

Drugi podjazd – na Puchaczówkę – podobnie, z pewnym zapasem, początek, w przedziale 84-86%, później ze wzrostem nachylenia przekroczyłem 90% i postanawiam powrócić do przedziału 85-90, by zbytnio się nie ujechać, mając w perspektywie dalsze kilometry i przełęcze. W efekcie wjeżdżam 20m za Arturem, tutaj też jeszcze bez problemów.

Następny cel to Przełęcz Nad Porębą, ostatnio zaskoczyła mnie trudnością, tutaj nie próbuję podążać za Arturem, staram się jechać początek w okolicy 85% bez zbytniego przekraczania, by zostawić rezerwę na stromą końcówkę, znowu dosyć słabo mi się wjeżdżało choć chyba nieco lepiej niż ostatnio. Końcówka nieco ponad 90%. Tutaj straciłem więcej czasu do Artura. Nie przepadam za takimi stromymi podjazdami, do tego zaczęło się robić gorąco. Na szczycie średnia 27km/h. Po wjechaniu atakujemy Jedlnik, gdzie robimy pamiątkowe fotki ze świetnym widokiem na Kotlinę Kłodzką i zjeżdżamy przez Gniewoszów. W Gniewoszowie krajobraz jak po uderzeniu meteorytu, droga praktycznie się rozleciała zjeżdżamy 15km/h bo szybciej się nie da, „Przełęcz Ch…wa” to przy tym masełko : ) Nieco niżej za to nowy super asfalt, na granicy którego widać metę czasówki w Gniewoszowie : )
Dalej ponowny podjazd pod Puchaczówkę, wjeżdżamy łagodny początek 25km/h, jadę jak poprzednio w okolicy 85-88%, w pewnym momencie jednak, na dosyć płaskim odcinku nagle odcina mi prąd : / Nie wiem co bardziej na to wpłynęło: odwodnienie (2 bidony 0,9 i 0,7 opróżniłem i było już sucho, ale liczyłem, że dojadę do wodopoju na podjeździe), brak węglowodanów czy upał, choć temperatura na podjeździe 24,5 st. to palące słońce dało mi się we znaki. Dojeżdżam do strumienia, gdzie wypijam prawie pełen bidon, ale nie ratuje mnie to za bardzo i niektóre stromsze odcinki pokonuję zakosami, wjeżdżałem już tutaj ponad 10 razy, ale nigdy w takim stylu : ) kilometr przed końcem zjeżdża do mnie Artur i przekonuje, że do końca tylko 40m w pionie. Jakoś wturluję się na szczyt, ale myślę o zjechaniu z powrotem do Bystrzycy na pociąg, ostatecznie za namową Artura decyduję się na drogę do Ziębic.

W Stroniu Śląskim stajemy na obiad, ja idę po zakupy do Dina : ) Czasu do pociągu nie zostało za wiele, nieco ponad 1,5 h, ale odzyskuję trochę siły. Początek Przełęczy Lądeckiej wjeżdżam z Arturem, ok 85-88%, jak tętno podeszło pod 90% to bojąc się ponownego odcięcia zwalniam i końcówkę jadę na 80%, na szczycie jestem jakieś 100m za Arturem, gorzej ze zjazdem, na którym zjeżdżam trochę jak pierdoła : P za co chwilę później muszę ponieść konsekwencje :D Artur chciał doeskortować mnie na pociąg i z Jawornika do Paczkowa urządził sobie małą czasówkę, przelotowa 40-45km/h. Za Paczkowem daję jeszcze ze 2 symboliczne zmiany, ale po ponad 165km jestem już nieźle ujechany, a Artur nie chce zwolnić mimo, iż zaczynam go przekonywać, że jakoś przeżyję jak nie zdążę na pociąg :P Najgorsze jeszcze, że nie jest płasko tylko co chwila pojawiają się na trasie zmarszczki, których mam już po dziurki w nosie :) Ostatecznie dojeżdżamy jakoś do Ziębic, gdzie rozdzielamy się, wpadam na dworzec 10 minut przed odjazdem : )

Kilka wniosków:
- Fajny wypad, jeden z fajniejszych w tym roku : ) a przy okazji najdłuższy mój dystans w tym roku : )
- Źle mi się jeździ przy wysokich temperaturach, ale trudno zrobić prawie 190km po górach latem… przed południem : )
- Szkoda, że szczyt formy przypadł na ten sam okres co szczyt wagi, zwłaszcza, że przez długi okres utrzymywałem w tym roku wagę poniżej 72kg, a te 2 kg więcej robią sporą różnicę, szczególnie na stromszych podjazdach.
- Trzeba wozić jakieś żele na tego typu wymagające etapy, odcięcie może przyjść znienacka : )
- Jestem pod wrażeniem formy Artura, który równo wjeżdżał kolejne podjazdy, zachowując siły na czasówkę na koniec, podczas gdy ja w drugiej połowie coraz bardziej słabłem : )

Praca w strefach
High 1h14m
In 4h25m
Low 1h04m
(dane dotyczące tętna bez powrotu z dworca)
Trasa, bez odcinka Ziębice - Ząbkowice.






Dane wyjazdu:
130.00 km 0.00 km teren
05:32 h 23.49 km/h:
Maks. pr.:65.93 km/h
Temperatura:27.0
HR max:203 ( 96%)
HR avg:154 ( 72%)
Podjazdy:2000 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Korona Gór Sowich

Czwartek, 18 lipca 2013 · dodano: 19.07.2013 | Komentarze 0

Po pewnych opóźnieniach wyjeżdżamy z Arturem o 8:30 autem do Pieszyc. W planie zdobycie wszystkich głównych przełęczy Gór Sowich, w umiarkowanym tempie, bez ścigania. Cel udało się osiągnąć :) Już na pierwszym podjeździe pod Przełęcz Walimską odkręca mi się korba, drugi raz tego dnia (pierwszy w drodze do Artura). Trochę się wystraszyłem, że wycieczka będzie musiała się skończyć szybciej niż planowaliśmy. Zatrzymuję się jednak i dokręcam śruby, potem jeszcze w Nowej Rudzie zjeżdżamy do warsztatu, gdzie solidniejszym imbusem dokręcamy mocno i dalej już nie ma problemów na szczęście.

Po Walimskiej Sokola, następnie Jugowska z Nowej Rudy, Woliborska, Srebrna, fort i jeszcze raz Jugowska. Wszystkie podjazdy wjeżdżam w okolicy 84-88%, jedynie końcówkę Przełęczy Sokolej oraz drugą połowę Woliborskiej wjeżdżam w wyższych przedziałach. Mimo, iż nie było wyścigów to wyszedł całkiem fajny trening. Coś w rodzaju tempówek. Najgorzej wjeżdżało mi się dzisiaj na Srebrną, a to ze względu na coraz większy upał, wolę jednak jak temperatura nie przekracza zbytnio 20 stopni, zwłaszcza w górach. Bardzo fajny wyjazd.

Zjazd z Przełęczy Walimskiej



Przełęcz Sokola

Przełęcz Jugowska

Przełęcz Woliborska

Fort nad Srebrną Górą

Jeszcze raz Jugowska


High 1h16m
In 2h35h
Low 1h33m

Dane wyjazdu:
104.20 km 0.00 km teren
04:39 h 22.41 km/h:
Maks. pr.:70.38 km/h
Temperatura:23.0
HR max:184 ( 87%)
HR avg:138 ( 65%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Szlakami Klasyka Kłodzkiego

Wtorek, 16 lipca 2013 · dodano: 17.07.2013 | Komentarze 2

W poniedziałek popołudniu zacząłem robić, przez ponad 5 godzin remont łazienki, skończyłem o 21 nieźle wymęczony. To musiało się odbić na wtorkowym wyjeździe w góry. Zdecydowałem się odwiedzić trasy Klasyka Kłodzkiego. Pociąg do stacji Długopole Zdrój, tym razem punktualny i ruszam w drogę. Na początek podjazd pod Przełęcz Nad Porębą, jeden z bardzo nielicznych już podjazdów w Kotllinie Kłodzkiej, który nie padł moim łupem, na samej przełęczy już co prawda byłem, ale wjeżdżałem od strony Gniewoszowa, z tej strony zaskoczyła mnie trudność podjazdu. Na zjeździe po raz pierwszy chyba w tym roku przekroczyłem 70kmh :) można się tu nieźle rozpędzić bo asfalt idealny.

Później przez Mostowice do Czech na czeską część KK - na zjazdach słaby asfalt, taka tarka trochę, podjazd pod Serlich również wymagający, za to zjazd po super asfalcie bardzo fajny. Na koniec jeszcze Spalona, to przełęcz do której mam sentyment jeszcze z dawnych lat, ale asfalt na zjeździe pozostawia bardzo wiele do życzenia niestety :( Obliczyłem, że mam sporo czasu, żeby zdążyć na pociąg do Kłodzka, wpadam jednak na peron w ostatniej chwili już po sygnale do odjazdu, cudem jednak zdążam :) Z mniej przyjemnych rzeczy, znowu problemy z przerzutkami, pod koniec nie mogłem wrzucić na blat, a i tylna przerzutka co chwila przeskakiwała. W domu zauważyłem, że przednia przerzutka to kwestia odkręconej znowu korby :/ ale i tak nie udało mi się tego ustawić. Tętno średnie bardzo niskie, wynik zmęczenia.







Dane wyjazdu:
89.60 km 0.00 km teren
03:39 h 24.55 km/h:
Maks. pr.:58.79 km/h
Temperatura:22.0
HR max:199 ( 94%)
HR avg:162 ( 76%)
Podjazdy:2000 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Sowie ze spotkaniem na Jugowskiej

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 0

Start po 8, Przełęcz Sokola w czasie 29m44s, niewiele szybciej niż miesiąc temu, to co zyskałem na formie, straciłem na wyższej wadze :( Zjazd do Pieszyc i podjazd na Jugowską, tętno w okolicach 178, nie udało się wydobyć rezerw. Zjeżdżam jeszcze raz w stronę Pieszyc, po drodze mijam Kasię i Artura. Zjeżdżam 400m dalej, żeby mieć 5 km podjazdu. Ten podjazd zrobiłem najmocniej ze wszystkich, tętno ok. 190 BPM, jednak trening w grupie to większa motywacja. Kawałek za połową wyprzedzam Kasię, Artura spotykam na szczycie. Chwila rozmowy po czym żegnamy się i każdy rusza w swoją stronę. Szkoda, że nie miałem dziś więcej czasu, ale i tak wyjazd bardzo udany.

High 32m
In 2h
Low 1h7m
Kategoria Etap górski


Dane wyjazdu:
164.30 km 0.00 km teren
06:44 h 24.40 km/h:
Maks. pr.:61.09 km/h
Temperatura:27.0
HR max:190 ( 90%)
HR avg:153 ( 72%)
Podjazdy:2300 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Przełęcz Sucha

Piątek, 21 czerwca 2013 · dodano: 22.06.2013 | Komentarze 2

Poranne szykowanie wyliczone co do minuty, z wcześniej zakupionym regiokarnetem wpadam do pociągu, na 7 minut przed odjazdem, tzn przed planowym odjazdem, bo pociąg czeka 40 minut na jakiś inny, z którego ostatecznie wsiadają do naszego… 3 osoby… bez komentarza. Przez to opóźnienie wiem, że będę musiał najprawdopodobniej modyfikować zaplanowaną trasę. O 9 ruszam ze stacji Bardo Przyłęk – pierwszy cel – Przełęcz Łaszczowa.





Asfalt na podjeździe średni, ale na zjeździe idealny!!!



Można pozazdrościć kolarzom z Kłodzka. Niestety przegapiam skręt i nie udaje mi się ominąć stolicy Kotliny Kłodzkiej. Dalej jadę krajówką, mijając kilka hopek w tym Przełęcz Kłodzką. W Złotym Stoku na Przełęcz Jaworową. Do tego momentu słońce praży dość mocno, a temperatura w okolicy 26 stopni. Na szczęście jest sporo cienia, ale i tak nie jestem w stanie za bardzo wjeżdżać w wyższych strefach, jadę w okolicach 160-170BPM. Po drugiej stronie przełęczy pojawiają się chmury. Kolejnym, w zasadzie głównym celem wyprawy jest Przełęcz Sucha, jedna z nielicznych okolicznych przełęczy o wysokości ponad 1000mnpm. Niestety skręt na nią praktycznie nie jest oznakowany. Wiedząc, że go minąłem postanawiam odwiedzić Bielice. Tam jednak kończy się asfalt i tym samym zabawa na rowerze szosowym.



Wracam wolniej, żeby nie przegapić skrętu. Okazuje się, iż jedynym dobrze widocznym oznakowaniem jest niebieska tablica wskazująca drogę na Łopuchówkę. Od tego momentu nachylenie wyraźnie podnosi się.



A kawałek dalej przez 3 km, średnie nachylenie trzyma 8%, nieźle, a pojawiają się odcinki kilkunastoprocentowe.



Jakość asfaltu całkiem niezła, klimat nieco podobny do Podjazdu pod elektrownię Dlouhe Strane.




Przez większą część nie spotykam żywej duszy. Na górze dopiero ekipę pracującą przy wycince drzew i grupkę turystów. Do Przełęczy Dział jest stromo, a dalej już sporo łatwiej, trochę płasko, trochę w dół, trochę pod górkę.



Rowerem MTB ze szczytu można by wybrać jedną z 2 opcji zjazdowych inną drogą, szosą wracam tą samą drogą.





Na zjeździe trzeba uważać, bo o ile generalnie podjechać da się po dobrym asfalcie to droga jest wąska i pojawiają się dziury, które przy szybkim zjeździe trudniej wychwycić ; )







Później jeszcze wjeżdżam na Przełęcz Lądecką, super zjazd do Jawornika i na pociąg do Kamieńca, znowu spóźniony :/




Pod względem turystycznym – wyprawa bardzo udana, na większości dróg, poza krajówką ruch minimalny, widoki i pogoda super. Pod względem treningowym oceniam wyjazd już nieco gorzej. Nie wiem czy przez dość wysoką temperaturę (nie było jednak aż tak upalnie), mało snu czy inne czynniki nie byłem w stanie pojechać zbyt mocno, czułem, że nawet przy obecnej dyspozycji byłbym w stanie dać z siebie więcej na podjazdach :/ Za Stroniem Śląskim nie mogłem też znaleźć żadnego sklepu i zacząłem w pewnym momencie, z braku energii czuć się jak rok temu w Alpach na pierwszej dużej przełęczy. Poza tym, oby więcej takich wypadów, fajne przetarcie przed kolejnymi górami :)
Trasa:


High 12m
IN 4h 18m
Low 2h 14m

Dane wyjazdu:
94.20 km 3.00 km teren
03:59 h 23.65 km/h:
Maks. pr.:60.30 km/h
Temperatura:15.0
HR max:203 ( 96%)
HR avg:162 ( 76%)
Podjazdy:1900 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Tour de Góry Sowie

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 2

W końcu w tym roku udało mi się wybrać w góry. Bardzo późno, bo to już czerwiec, ale w końcu jakiś konkretny górski odcinek. Po wczorajszych opadach mokro, rano dalej pochmurno, ale ruszam z niecierpliwością w trasę. Pierwszy podjazd, Olszyniec, jak zwykle dość ciężko, zawsze pierwsze podjazdy słabo mi się jedzie. Pod Przełęcz Sokolą wjeżdżam nieco inaczej niż zwykle. O wiele wcześniej rzucam z blatu, źle mi się jakoś jechało z niską kadencją, ale o dziwo trzymam wysoką kadencję i przyzwoitą prędkość. Staram się też kontrolować tętno, żeby nie przekraczać za bardzo 190 BPM(90%) i wjeżdżam tak większość w okolicy 190BPM
Na końcówce nieco mnie przydusiło i tętno podskoczyło pod 200 BPM. Czas wjazdu całkiem przyzwoity 29:58 co daje średnią 21km/h przy nachyleniu podjazdu 3,6%, długości 10,5km.

Nie zauważyłem, że jeden hamulec jest niedokręcony i myśląc, że klocki mi się starły (droga hamowania była bardzo powolna) do ostatniego zjazdu wszystkie zjazdy zjeżdżam bardzo asekuracyjnie, nawet jak na mnie :)

Na kolejnych podjazdach sił było już mniej Jugowska w tętnie ok 184BPM. Na Jugowskiej z rana przywitała mnie gęsta mgła.


W Pieszycach chciałem skrócić drogę na Bielawę, przed remontowaną drogą skręciłem w boczną ulicę pytając przechodniów czy dojadę na Bielawę. Niestety panowie chyba nie rozróżniali rodzajów kolarstwa i powiedzieli "śmiało" i kolejne 3 km musiałem przejechać po trasach rodem z MTB :)


Przynajmniej widoki były ładne :)

Przełęcz Woliborska:
7km o średnim nachyleniu 5% w czasie 25,29 średnia 16,48 km/h. Tętno (ok 182-184) i kadencja już nieco niższe. Czułem trochę zmęczenie.



Później wyszło nawet słońce :) Bardzo lubię widoki na tej stronie Gór Sowich.


Mylę jednak drogę i zamiast na Sokolą wjeżdżam jeszcze raz na Jugowską.


Poczułem się trochę jak ten baran :)


Z drugiej strony dzięki temu manewrowi miałem osiągnąć 100km :) Miałem, bo niestety po ostatnim zjeździe w Olszyńcu zrywam tylną przerzutkę i łańcuch :( Już po ubiegłorocznym maratonie w Radkowie pan BJ w serwisie mówił, że przerzutka jest do wymiany. Dopóki jednak rower jeździł nic z tym nie robiłem choć faktycznie od ponad roku zwłaszcza na podjazdach pojawiały się problemy z przeskakiwaniem łańcucha. No nic mam trochę nauczkę, z drugiej strony mam nadzieję, że po wymianie rower będzie chodził lepiej :/ bo trochę to przeskakiwanie jednak przeszkadzało :( Szkoda, że taki niemiły akcent na koniec super wypadu :/ Na szczęście Sylwia przyjeżdża mnie odebrać :)

Kilka luźnych obserwacji:
Do wyjazdu podszedłem w pełni wypoczęty 10/10. Nie było najgorzej jak na prawie roczną przerwę od konkretnych gór, ale nie było też rewelacji. Z czasem czułem rosnące zmęczenie pleców. Ciekawe ile będę musiał czekać na rower :/ Pod znakiem zapytania stanął też udział w Maratonie Srebrnogórskim. Forma nie jest rewelacyjna (trudno żeby była), plus trzeba naprawić sprzęt :/

High 1h35m
In 1h22m
Low 1h02m
Kategoria Etap górski


Dane wyjazdu:
37.00 km 10.00 km teren
02:30 h 14.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:400 m
Kalorie: kcal
Rower:

Wycieczka w Kanionie Colca w Andach

Niedziela, 19 maja 2013 · dodano: 28.05.2013 | Komentarze 4

Czekałem z niecierpliwością na rowerową wycieczkę w Peru, ale przez prawie 2 tygodnie z różnych względów się nie udaje. W końcu w niedzielę ruszamy z Puno do Chivay. Poranny dojazd autobusem do niewielkiej miejscowości w kanionie Colca zaostrzył jeszcze bardziej mój apetyt na rowerową wycieczkę.







Przełęcz na wysokości 4910 mnpm, świetne widoki i tereny dla miłośników kolarstwa szosowego i górskiego. Zjeżdżamy w dół z postanowieniem wynajęcia rowerów. Samodzielnie zdecydowałbym pewnie na atak na okoliczną przełęcz i śrubowanie rekordu wysokości na rowerze, Sylwii taki pomysł nie do końca przypadł do gustu :) i pojeździliśmy sobie trochę po okolicy. Rekord wysokości ustanowiony wraz z wejściem na rower w Chivay na wysokości 3650 mnpm (pewnie wjechaliśmy ze 100-150m wyżej, ale nie było żadnego znaku ani tablicy więc powyższą wartość przyjmuję za rekord :)
Poniżej fotki z wycieczki:





W peletonie od początku czarowanie...

Nie było pewności czy i kiedy nastąpi atak :)

W końcu udaje się odjechać :)

Nie było jednak łatwo - przy przyśpieszeniach na podjazdach czuć było mniejszą ilość tlenu w powietrzu :)













Generalnie wycieczka bardzo fajna, za wynajem 1 roweru zapłaciliśmy 25 soli (ok 33 PLN) to taniej niż cena w Cuzco (45 SOLI) i lepiej niż w Puno, gdzie nie udało nam się znaleźć rowerów mimo poszukiwań także przez lokalne biura podróży :( a skąd (z wysokości ponad 3800m, bez trudu można by atakować 4000m).

Dane wyjazdu:
90.10 km 0.00 km teren
03:54 h 23.10 km/h:
Maks. pr.:61.47 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1600 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Bezsensowny wypad w góry

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 5

Plan ostatnich dni przygotowań do Klasyka Kłodzkiego wydawał się idealnie ułożony. W piątek długi dystans po górach, niedziela siłownia - nogi, we wtorek mocno po górach, w środę w zależności od samopoczucia, czwartek zupełny relaks, piątek lekkie przepalenie i wydawało mi się, że wszystko idzie zgodnie z planem...

Nie wiem tylko na jakiej podstawie przypuszczałem, że 2 dni po najdłuższym w tym roku treningu na nogi (na który zresztą również nie szedłem zregenerowany po piątku) będę w stanie pojeździć mocno po górach, skoro pełna regeneracja zabiera mi około 5-6 dni, a częściowa jak się okazało zdecydowanie dłużej niż 2. Już na podjeździe pod Woliborską szło ciężko, dogonił mnie nawet prawie turysta z plecakiem, liczyłem jednak, że noga się trochę rozkręci. Nic takiego się jednak nie stało. Na kolejnych podjazdach pod Jugowską włączała się w nogach blokada, ból mięśni i nie mogłem dać z siebie ani krztyny więcej. Bardziej zmęczone nogi w historii moich wypadów w góry miałem tylko raz, kiedy z kolei wybrałem się dzień po siłowni na Walimską przez Glinno znad jeziorka i ledwo tam się wtoczyłem...

W efekcie męczyłem dzisiejsze podjazdy w okolicach 75% HRMAX z niską prędkością, wjeżdżając na każdą górkę na szarym końcu. Nie zakładałem, że będę się w stanie ścigać 2 dni po siłowni, ale taki trening to równie dobrze mógłbym zrobić i we Wrocławiu, oszczędzając czas, nerwy i kasę na paliwo, w regeneracji to z pewnością też nie pomogło. Najgorsze jest to ,że nie ma już w zasadzie czasu na mocniejszy trening i może tego braknąć na Klasyku. Jutrzejsza próba zakończyłaby się tak jak i dzisiaj z pewnością, więc chyba wybiorę odpoczynek. Na koniec jeszcze wywrotka, która mogła się gorzej skończyć, a na pamiątkę pozostał tylko obolały nadgarstek.

Kategoria Etap górski


Dane wyjazdu:
256.00 km 0.00 km teren
11:40 h 21.94 km/h:
Maks. pr.:74.46 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:4800 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Korona Jeseników

Piątek, 20 lipca 2012 · dodano: 21.07.2012 | Komentarze 11

Postanowiłem wziąć dzień wolny i wybrać się w długą trasę po górach. Z samego rana pociągiem do Bystrzycy Kłodzkiej, dworzec wydawał mi się mały i nie widząc tabliczki przegapiłem stację. Na szczęście kolejny Bystrzyca Przedmieście był niedaleko. Na pierwszy ogień poszła Puchaczówka, jeden z moich ulubionych polskich podjazdów – po zmianie idealny asfalt, ładne widoki.
Mając w planie długi etap postanowiłem oszczędzać siły i wjeżdżać spokojnym tempem.

Zjazd do Stronia Śląskiego, sekcja bruku i po sporo gorszym asfalcie wjazd na Płoszczynę.
Tutaj też musiałem się mocno hamować, żeby nie szaleć, gdyż podjazd można pokonać naprawdę szybkim tempem.

Przejazd przez granicę polsko-czeską i po idealnym już asfalcie zjazd w dół do Starego Mesta, skręt w kierunku Brannej, przez Premysovske Sedlo do Loucny nad Desnou. Mijane po drodze podjazdy prezentują się całkiem okazale.



W Loucnej tracę niestety sporo czasu na poszukiwanie miejsca w którym mogę zrobić zakupy za złotówki oraz drogi na Dlouhe Stranie. Lokalni chcieli mnie prowadzić przez Kouty, gdzie z kolei chciałem zjechać ze szczytu. Na tych poszukiwaniach tracę jakieś pół godziny :/ w końcu znajduję supermarket w którym można płacić kartą, a naprzeciwko którego biegnie droga na elektrownię. Robię zakupy, chwila przerwy na jedzenie i w drogę. Podjazd jest dosyć ciężki

ale pokonując go w spokojnym tempie nie męczę się zbytnio.

Rundka dookoła jeziorka, fotki na otaczające widoki.

Widząc słaby czas myślę, żeby zrezygnować z Pradziada. Na zjeździe udaje mi się wykręcić prędkość 70,2 km/h. O ile od strony Loucny aż do ok. 1000mnpm nie spotkałem żywej duszy, od tej strony mijam sporo wjeżdżających kolarzy. Następnie wjazd na Cervonohorske Sedlo. Podjazd okazuje się łatwy, nachylenie 2-6%.

Najbardziej wymęczyły mnie chyba 2 kolejne podjazdy w drodze na Pradziada: Videlske Sedlo i podjazd przed Karlovą Studanką na 1002mnpm.


W Karlovej Studance zjeżdżam uzupełnić bidony i atakuję parking.

Z parkingu mając już w nogach dotychczasowy rekord przewyższeń jednego dnia -3500m atakuję Pradziada. Ponad 9km wjazd zajmuje mi 44m57s.

Na szczycie zimno 11 stopni więc robię trochę zdjęć i zjeżdżam.

Na zjeździe łapie mnie lekki deszcz, trochę wychłodzony postanawiam zmodyfikować planowaną trasę i przez Vrbno pod Pradadem jadę na Zlate Hory.

Przystanek po drodze zwiastuje długi zjazd, na którym osiągam VMAX 74.46km/h.

Dalej przez Nysę na Ziębice. Po drodze małe hopki, gubię jednak drogę i omyłkowo zjeżdżam na Otmuchów. Robi się gorąco, bo czasu do pociągu zostało naprawdę niewiele, a ja nie znam tej drogi i nie wiem ile zostało kilometrów. W końcu docieram w lekkim deszczu na dworzec w Ziębicach o 20:44 – na dziesięć minut przed ostatnim pociągiem do Wrocławia. 256km i prawie 5km w pionie. Nowe rekordy ustanowione, choć prawdę mówiąc chyba wolę nieco krótsze trasy z których można na spokojnie wrócić do domu. Co ciekawe sił starczyłoby mi spokojnie jeszcze na atak na 300km do Wrocławia, dnia niestety już nie :D Podjazdy mogłem pokonywać nieco szybciej, bałem się jednak że braknie mi sił, a tych jednak sporo na koniec zostało.



Dane wyjazdu:
85.50 km 0.00 km teren
03:41 h 23.21 km/h:
Maks. pr.:74.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1700 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin

Jaufenpass - Innsbruck, Alpy 2012, Etap 6

Czwartek, 14 czerwca 2012 · dodano: 17.06.2012 | Komentarze 1

Ból gardła, kaszel i katar dają mi się we znaki i postanawiam zakończyć przygodę w Innsbrucku. Na początek ostatni poważny alpejski podjazd pod Jaufenpass, na którym średnie nachylenie przekracza nieco 7%

Rano fotki z widokiem na dolinkę


i ruszamy pod górę. Piotrek przejął od Tomka przyczepkę, którą Tomek wwiózł do miejsca noclegowego i ruszyliśmy pod górę. Obaj z Arturem nie czuliśmy się tego , poranka najlepiej i postanowiliśmy wjeżdżać spokojnym tempem (średnia z podjazdu wyszła nam 11,4km/h) Tomek dotrzymywał tym razem towarzystwa Piotrkowi. Podjazd bardzo malowniczy, zjechaliśmy jeszcze z Arturem na punkt widokowy na fotki.

Przy tym praktycznie nie był zaśnieżony w porównaniu do wszystkich w zasadzie poprzednich podjazdów.

Docieramy na szczyt.

Pamiątkowe fotki i ruszamy w dół.

Później jeszcze jedna drobna przełęcz na niecałe 1400mnpm, i ciekawy zjazd do Innsbrucka, gdzie wsiadam w autobus a chłopaki ruszają dalej.