Info
Ten blog rowerowy prowadzi merxin z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 29540.00 kilometrów w tym 890.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 23.29 km/hWięcej o mnie.
2014
2013
2012
Znajomi
HUSARIA SZOSOWA:
Artur (p.o.s.t.)
Artur (Castor Troy)
Darek
Krzysiek
Marcin
Mateusz
Piotr CUKIER
Piotrek SUCHY
Tomek
FORUM SZOSOWE (WROCŁAW)
Kalendarz Rowerowy 2013
? | ? |
? | ? |
? | ? |
? | ? |
? | ? |
? | ? |
Kraje w których odbyłem wycieczki rowerowe:
>10000km | |
Polska | |
1000-10000km | |
Chiny | Czechy |
100-1000km | |
Irlandia | |
Szwajcaria | Włochy |
10-100km | |
Finlandia | Holandia |
Maroko | Słowacja |
Austria | Meksyk |
Tanzania | Peru |
Zdobyte Podjazdy
... |
Moje rowery
Archiwum bloga
- 2014, Grudzień20 - 3
- 2014, Listopad28 - 0
- 2014, Październik30 - 9
- 2014, Wrzesień34 - 12
- 2014, Sierpień26 - 6
- 2014, Lipiec18 - 9
- 2014, Czerwiec32 - 12
- 2014, Maj30 - 6
- 2014, Kwiecień30 - 5
- 2014, Marzec33 - 11
- 2014, Luty26 - 2
- 2014, Styczeń22 - 2
- 2013, Grudzień23 - 5
- 2013, Listopad26 - 0
- 2013, Październik27 - 7
- 2013, Wrzesień21 - 11
- 2013, Sierpień25 - 5
- 2013, Lipiec38 - 15
- 2013, Czerwiec34 - 23
- 2013, Maj14 - 9
- 2013, Kwiecień37 - 21
- 2013, Marzec37 - 10
- 2013, Luty42 - 35
- 2013, Styczeń40 - 14
- 2012, Grudzień26 - 6
- 2012, Listopad39 - 30
- 2012, Październik26 - 24
- 2012, Wrzesień22 - 20
- 2012, Sierpień3 - 1
- 2012, Lipiec35 - 46
- 2012, Czerwiec31 - 19
- 2012, Maj25 - 11
- 2012, Kwiecień31 - 18
- 2012, Marzec30 - 15
- 2012, Luty19 - 4
- 2012, Styczeń16 - 7
- 2011, Grudzień3 - 8
- 2011, Listopad1 - 6
Wpisy archiwalne w kategorii
Etap górski
Dystans całkowity: | 3154.70 km (w terenie 22.00 km; 0.70%) |
Czas w ruchu: | 135:20 |
Średnia prędkość: | 23.31 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.00 km/h |
Suma podjazdów: | 55901 m |
Maks. tętno maksymalne: | 204 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 171 (81 %) |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 116.84 km i 5h 00m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
128.50 km
0.00 km teren
05:48 h
22.16 km/h:
Maks. pr.:70.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2869 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin
Bormio - Nocleg pod Jaufaenpass, Alpy 2012, etap 5
Środa, 13 czerwca 2012 · dodano: 17.06.2012 | Komentarze 0
W końcu udaje się nam wydostać z zimnego Bormio. Atakujemy najwyższy punkt wyprawy, Passo dello Stelvio. Początkowo jedziemy wszyscy razem, eliminując kolejne ucieczki :) Artur założył się z Piotrkiem, że pokona podjazd pod Stelvio od zakrętu - z przyczepką w czasie poniżej 2 godzin.
Po jakimś czasie Piotrek z Tomkiem podkręcają tempo, ja zaś zostaję do towarzystwa z Arturem, który zmierzał po kolejne punkty w klasyfikacji na szerpę oraz po wygraną w zakładzie.
Chłopaki urządzili sobie sprint na szczycie :) ja zaś motywowałem Artura do zbijania tętna na łatwiejszych fragmentach, których zbyt wiele nie było :) Gęsty śnieg pokrywający okolicę, stwarzał niezwykłe krajobrazy. W końcu docieramy na szczyt, Artur mieści się w 2 godzinach, super wynik z przyczepką.Niestety musimy czekać, aż droga zostanie otwarta, delektując się w tym czasie lokalnym winem ;)
W końcu po około godzinie czekania możemy zjeżdżać, zjazd bardzo atrakcyjny widokowo,
a na dole zupełnie inna strefa klimatyczna. Ruszamy na wschód. Docieramy do połowy podjazdu pod Jaufenpass gdzie w malowniczej okolicy zostajemy na nocleg.
Kategoria Alpy 2012, Etap górski, Ponad 100 km, Tour
Dane wyjazdu:
145.00 km
0.00 km teren
07:50 h
18.51 km/h:
Maks. pr.:70.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3530 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin
Thusis - Bormio, Alpy 2012, etap 4
Poniedziałek, 11 czerwca 2012 · dodano: 16.06.2012 | Komentarze 0
Królewski etap naszego wypadu - 5 przełęczy ponad 2000mnpm. Na początek zakupy w lidlu i wjeżdżamy na Julier Pass. Jadę z przyczepką, tym razem strategia wjazdu jednak zupełnie inna, tam gdzie się da jadę pomału, oszczędzając siły na fragmenty, gdzie nachylenie rośnie.Podjazd jest bardzo długi zaraz po starcie pojawia się informacja, o ponad 40km podjeździe, ale na szczęście w większości nie bardzo stromy, choć pojawiają się często sekcje 8-10% przedzielane wypłaszczeniami. Tomek dotrzymuje mi towarzystwa, jadąc przy tym w bardzo niskich wartościach tętna. Wjeżdża się bardzo dobrze, mimo padającego deszczu. Artur z Piotrkiem dosyć długo czekali na szczycie.
Później zjazd do St. Moritz, na którym robię mój rekord prędkości z przyczepką - 70km/h :D Trasa bardzo malownicza . W St. Moritz obiad i przyczepkę przejmuje Artur. Wjeżdżamy wszyscy razem na mało stromy Passo del Bernina,
bardzo malowniczy zjazd i podjazd pod Forcola di Livigno, gdzie nachylenie dochodzi do 13%. Zjeżdżamy do Livigno na zakupy, po drodze najprawdopodobniej mijając trenującą Justynę Kowalczyk (musimy jeszcze zweryfikować zdjęcia):D na koniec przyczepkę przejmuje Piotrek, Tomek dotrzymuje mu towarzystwa, a my z Arturem na końcówce podjazdu podPasso di Foscagno urządzamy sobie sprint, wygrany przez Artura z V ok 40km/h, nie wiem skąd miał jeszcze siły żeby skontrować mój atak :P Na zjeździe do Bormio mocno leje i cali mokrzy szukamy hotelu. Czułem się mocno zmarznięty.
Zdjęcia później.
Kategoria Alpy 2012, Etap górski, Ponad 100 km, Tour
Dane wyjazdu:
144.00 km
0.00 km teren
06:15 h
23.04 km/h:
Maks. pr.:75.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2886 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin
Oberwald - Thusis, Alpy 2012, etap 3
Niedziela, 10 czerwca 2012 · dodano: 16.06.2012 | Komentarze 0
Po obfitym śniadaniu ruszmy na Furkapass. Nieciekawie się wjeżdża przy takim objedzeniu, mimo, iż ustalamy z Arturem, iż wjeżdżamy spokojnym tempem, na stromszych fragmentach jest mi momentami niedobrze. Docieramy w końcu na szczyt, ze średnią 12km/hJeszcze nigdy po przejechaniu 17km, nie miałem ponad 1000m przewyższeń
Zjazd to prawdziwa masakra, Piotrek i Tomek mieli cieplejsze rękawiczki z palcami, a nam z Arturem palce mało nie odpadły, robimy kilka przystanków co 2-3km, w końcu stajemy w restauracji na gorącą herbatę, palców nie czuć praktycznie. Jakoś udaje się zjechać na dół, po drodze jesteśmy atrakcją dla pasażerów Glacier Expressu, którzy przez szybę nas fotografują :) Zaczyna się kolejny podjazd, tego dnia po wczorajszych zmaganiach z przyczepką czułem się mocno zmęczony, a co gorsza Artur wpadł na pomysł, żeby mnie urwać z koła, trochę się namęczyłem, ale utrzymałem się do końca w końcówce odzyskując nawet trochę siły, tak więc trzeci podjazd wjeżdżamy równo na szczyt :D Tym razem 10,5km w 44minuty czyli jakieś 14,5km/h średnio. Tutaj brawa dla Tomka, który pokazał jak się wjeżdża z przyczepką wciągając ją na obie dzisiejsze przełęcze.
Dalej jedziemy na wschód, po drodze jeszcze jedna mniejsza wspinaczka i płasko lub zjazdy.
Kategoria Etap górski, Alpy 2012, Ponad 100 km, Tour
Dane wyjazdu:
111.00 km
0.00 km teren
05:26 h
20.43 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2614 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin
Bellinzona - Oberwald, Alpy 2012, etap 2
Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 16.06.2012 | Komentarze 0
Pierwsze 2 godziny w deszczu, w dodatku zaraz za Bellinzoną, gubimy właściwą drogę nadrabiając kilka kilometrów. Droga cały czas pnie się pod górę. Jedziemy do Airolo licząc, iż znajdziemy tam sklep, gdzie zaopatrzymy się na dalszą drogę, szukamy trochę po mieście przy drodze, jednak nic nie ma, sprawdzamy mapę, przy trasie jest jeszcze kilka miejscowości, liczymy więc, że coś jeszcze znajdziemy. W międzyczasie pogoda się poprawia i wychodzi słońce. Robimy się coraz bardziej głodni, a nigdzie nie ma sklepu. Wjeżdża mi się bardzo dobrze i na 73km zmieniam Artura w ciągnięciu przyczepki debiutując w tej roli i zdobywając pierwsze punkty w klasyfikacji na "szerpę wypadu". Początkowo wjeżdża się z przyczepką całkiem dobrze, odbijamy jednak z drogi kilka razy na strome ścianki zjeżdżając do pobliskich restauracji, co daje się we znaki. Co gorsza wszystkie restauracje serwują posiłki tylko w określonych godzinach i musielibyśmy czekać kilka godzin, bez sensu. W końcu coraz bardziej głodni w jednej z restauracji kupujemy ciastka. Musi to jakoś wystarczyć do szczytu. Droga na Nufennenpass robi się jednak coraz bardziej stroma, podjazd trzyma 7-10% i nie daje odpocząć, dodatkowo jadę go zbyt siłowo, pot zalewa mi oczy, Artur zmienia się ze mną na 84km na 6,5 przed końcem, dalej też nie jest łatwo, potem jeszcze jedna zmiana i Piotrek wwozi przyczepkę na ostatnie 3 km.Jak się później okazało jechaliśmy zbyt mocno z tą przyczepką, ale w końcu wypadowi przyświecało hasło "siła" :)
Zjazd do Ullrichen na obiad i nieco dalej na nocleg.
Kategoria Alpy 2012, Etap górski, Ponad 100 km, Tour
Dane wyjazdu:
200.00 km
0.00 km teren
07:58 h
25.10 km/h:
Maks. pr.:65.90 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2800 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin
200 km na początek czerwca (20km bez łańcucha)
Sobota, 2 czerwca 2012 · dodano: 03.06.2012 | Komentarze 4
Z Piotrkiem i z Arturem ruszyliśmy rano ze Świebodzic, ciekawą trasą na Kamienną Górę, Lubawkę, przez Czechy do Kudowy Zdrój. Chcieliśmy uniknąć wiatru w twarz, tymczasem w górach kręcił on ze wszystkich stron. W Kudowie nie zdołałem przekonać chłopaków do przejechania trasy na Wrocław przez Przełęcz Lisią, chcieli jechać na południe przez Czechy do Międzylesia, ostatecznie poszliśmy na kompromis i ruszyliśmy na Kudowę Zdrój i Zieleniec. Piotrek, który od 2 tygodni nie widział roweru słusznie stwierdził, że będzie wjeżdżał spokojnie i pożegnał się z nami u podnóża podjazdu. Z Arturem solidnym tempem ruszyliśmy zdobywać Zieleniec. Wjeżdżało się o wiele lepiej niż rok temu, kiedy to z kolei ja właśnie wróciłem z urlopu. Wjazd przypominał trochę końcówki górskich etapów na Giro, dobre tempo, ale nikt za bardzo nie szarpał, bo w głowie mieliśmy czekające nas dalsze km trasy i razem wjechaliśmy do Zieleńca. Później w dół przy mocnym bocznym wietrze który na tym odcinku zazwyczaj daje się we znaki. Minęliśmy skręt na Przełęcz Ch...wą i przed skrętem na Spaloną chłopaki sądząc, że dalej będzie lepsza droga wybrali inny wariant a ja wjechałem znaną mi drogą na szczyt Spalonej. Później do Lądka, gdzie zrobiłem trochę przerwy - musiałem się najeść bo zapasy się skończyły i czułem, że zaczyna brakować energii. Wjazd na Przełęcz Jaworową, dokładnie na szczycie przy przejściu do zjazdu zrywa mi się łańcuch, na szczęście na pociąg do Kamieńca większość jest z górki, po płaskim odpycham się jak na hulajnodze z prędkością kilkunastu kmh, spóźniam się jednak w efekcie 20 minut na pociąg o 16:50 i muszę czekać 2 godziny na kolejny pociąg.Gratulacje dla chłopaków, a szczególnie dla Piotrka, który po przerwie bez roweru zrobił ponad 250 km po górach!
Kategoria Etap górski, Ponad 100 km
Dane wyjazdu:
135.00 km
0.00 km teren
05:26 h
24.85 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg:171 ( 81%)
Podjazdy:2500 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin
Fatum ciąg dalszy – maraton w Radkowie
Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 3
Do Radkowa przyjeżdżamy z Arturem tym razem ze sporym zapasem czasowym. Rano gęsta mgła i chłodno, nie wiadomo do końca jak się ubrać, więc na 2 koszulki termo nakładam strój, a do kieszonki kurtkę, później się okazało, że trochę mi było za ciepło, dodatkowo 2 dętki, łyżki, łatki, pompkę +banany.Chwila rozgrzewki, najpierw startuje Artur, a o 8:34 ja.
Już po pierwszej stromej hopce, zaraz po starcie, nasza grupa zmniejsza się do 3 osób, ale to w sumie wystarcza i współpraca układa się dosyć dobrze. Dojeżdżamy do najcięższego podjazdu i pojawiają się problemy, łańcuch zaczyna sam przeskakiwać, próbuję znaleźć przełożenie na którym będzie się dało jechać, zostając trochę w tyle za moją grupą, chwilę później na stromy fragmencie zrywam łańcuch. Pytam przejeżdżających osób czy mają coś do naprawy, nikt nie ma, trochę się nak…iłem, wkurzony pcham rower w trawę na poboczu, z myślą, że kolejny maraton zakończy się w podobnym punkcie :D aż tu po kilku minutach cud, przyjeżdża organizator wozem serwisowym, i skuwa mi łańcuch :D Na całym zdarzeniu tracę jakieś 12 minut, mogło być sporo gorzej. Poczułem się jak lider Tour de France. Na podjeździe ze sporą różnicą prędkości – jak Contador ;) wyprzedzam kolejnych kolarzy – to był mój najlepszy moment tego maratonu, czas wjazdu na szczyt miałem naprawdę dobry :) Na zjeździe sporo nierówności, nie jadę zbyt szybko, chcąc dojechać do mety bez dalszych problemów. Doganiają mnie 2 zawodnicy MTB. Na grzebieniowym podjeździe (góra, lekko w dół, góra) do Kulina Kłodzkiego, jeden zostaje w tyle, ja wjeżdżam wraz z zawodnikiem z numerem 55 (jak się okazało 10 na mini, a 1-szym w kategorii rowerów innych )Współpraca układa się bardzo dobrze, na zjeździe jednak z oczami pełnymi strachu i much (zapomniałem okularów :/ ) odpuszczam, kolega szedł naprawdę jak przecinak :D Na około minutę staję w bufecie uzupełnić bidony, przy okazji zjadłem bułeczkę z marmoladą :)
Na najdłuższym podjeździe pod Przełęcz Lisią, zaczynają mnie boleć plecy :/ za mało gór, bez potrzeby przestałem ćwiczyć plecy i brzuch na siłowni. Gdzieś w okolicach szczytu przy zmianie przełożenia zlatuje łańcuch, blokuje tylną przerzutkę i korbę, nie mogę wykonać ruchu, wyhamowuje rower, ale przez nowe bloki nie udaje mi się wypiąć i się wywracam, obtłukując trochę kolano. Policjanci przychodzą mi z pomocą i pomagają rozplątać łańcuch (mostek wyciągnął się do przodu i do góry), samemu zeszłoby mi z tym na pewno sporo dłużej, a tak straciłem jakieś 2-3 minuty. Na zjeździe czuję trochę kolano i zastanawiam się czy nie zjechać na mini, zjeżdżam też dosyć wolno, wyprzedziło mnie parę osób, chyba z mini. Ból na szczęście ustępuje i postanawiam kontynuować jazdę. Pierwsze kółko przejeżdżam w czasie około 2:28 (odejmując czas przy zerwaniu łańcucha), bez wywrotki byłoby trochę lepiej.
Przez całe drugie okrążenie nie miałem komu usiąść na kole, wyprzedziłem kilka osób na podjeździe, wjeżdżałem sporo wolniej niż poprzednio, plecy dawały o sobie znać coraz bardziej, na zjeździe dogoniłem koleżankę, jedną z dwóch startujących na mega :) z którą towarzysko przejechałem jakieś 10-11km, a która poratowała mnie piciem z bidonu, bo w moich było już pusto :) w zamian na tym odcinku stanowiłem w miarę dobrą ochronę przed wiatrem, w końcówce podjazdu, trochę się zagapiłem i koleżanka została w tyle, a ja czując spore pragnienie, nie czekałem już i pognałem do wodopoju. Tym razem przerwa sporo dłuższa niż poprzednio, około 3 minut – zabrałem się za picie, jedzenie drożdżówek i pomarańczy, a koledzy uzupełnili mi bidony. Na wąskim zjeździe do Kudowy musiałem jeszcze wlec się jakieś 20km/h za dwoma dostawczakami.
Ostatni podjazd już trochę mi się dłużył, wyprzedziłem kilka osób, w tym jednego kolarza, który dzielnie piął się po górę z protezą nogi. Pomyślałem wtedy, że chyba za bardzo marudzę na te moje problemy. Zjazd w dół do mety, gdzie czekał Artur, który również miał dużego pecha, rozcinając szytkę przed 50km, ale że jechał mocno przy niewielkim zmęczeniu to przynajmniej utwierdził się w przekonaniu, że nie jest bez formy.
Czasy:
Oficjalne z awarią
1 kółko 67,5km 2:40 AVS 25,31km/h 2 kółko 2:46 24,4 km/h; całość 5:26:25 24,8km/h
Wynik w open 36/90
Bez awarii
1 kółko 67,5 km 2:28 AVS 27,36km/h (bez wywrotki byłoby parę minut szybciej) 2 kółko 2:46 24,4km/h; całość 5:14:25 25,79km/h
Gdyby nie problemy na pierwszym okrążeniu, myślę, że na drugim miałbym większą mobilizację do mocnej jazdy, była pewna rezerwa, chociaż trochę wątpię czy zszedłbym poniżej 5 godzin, jak to sobie zakładałem przed startem, bo czułem się jednak zmęczony. Na pewno jakbym miał z kim jechać drugą pętlę byłoby łatwiej.
Wnioski:
- We znaki dał się brak tras >100km oraz wyjazdów w góry przez ostatnie 2 tygodnie. Szczególnie szkoda najlepszego treningu jakim byłby ukończony Maraton w Trzebnicy
- Błędem było wykonywanie ćwiczeń na nogi we wtorek, czułem nieco ból mięśni – przed ważnym startem taki trening powinienem wykonywać najpóźniej tydzień wcześniej
-Błędem było odstawienie ćwiczeń na mięśnie brzucha i pleców, zwłaszcza w przypadku braku wyjazdów w góry
- Cieszę się, że mimo trudności udało się ukończyć maraton
- Krajobrazowo ja również pod względem profilu trasy maraton bardzo ciekawy, mankamentem jest słaba nawierzchnia na zjazdach.
-Brak okularów i brak licznika nieco przeszkadzał
Podziękowanie dla organizatora wyścigu i dla panów policjantów za pomoc z łańcuchem i po wywrotce!!! – przy okazji dowiedziałem się, że w razie problemów można dzwonić na numer podany przy numerze startowym!! Mam nadzieję jednak, że nie będę z niego musiał za często korzystać, choć pierwsze 2 starty w tym roku nie utwierdzają mnie w tej nadziei.
Kategoria Etap górski, Ponad 100 km, Wyścig
Dane wyjazdu:
180.10 km
0.00 km teren
07:23 h
24.39 km/h:
Maks. pr.:58.34 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3000 m
Kalorie: kcal
Rower:Battaglin
Pętla Radkowska
Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 14.04.2012 | Komentarze 4
Walka z zimnem, podjazdami i samym sobą ;)W piątek po 23 powrót z imienin, poszedłem spać po 24. Pobudka o 5:20, szybkie pakowanie rzeczy do zabrania autem do Wałbrzycha, przygotowania, śniadanie i na pociąg. Wysiadka w Wałbrzychu i na pierwszy mały podjazd pod Olszyniec na rozgrzewkę, a następnie Przełęcz Sokola. Pomiar czasu na 10,5km odcinku o średnim nachyleniu 3,6% wskazał 32:20m co daje średnią 19,5 km/h przy czym nie jechałem tego jako czasówki i był zapas. Na stromej końcówce zrobiłem sobie ćwiczenie siły - deptałem mocno przy niskiej kadencji i prędkości, a ludzie na górze patrzyli na mnie jakbym miał umrzeć na tym podjeździe :D
Później z górki na Nową Rudę i trasy Maratonu Radkowskiego. Tu miałem trochę problemów, bo w większości punktów nie było widać strzałek i musiałem się zatrzymywać i sprawdzać mapę. Przy trasie trwały już prace organizatorów nad uporządkowaniem trasy i okolic. Po podjeździe za skrętem za Chocieszowem dosyć trudny podjazd, zrobiłem chwilę przerwy przy leśniczówce,
niestety 2 brytany nie pozwoliły na zbyt długi postój :D
i tam, domyślam się, że o ten fragment chodzi krytykom, kawałem faktycznie kiepskiej nawierzchni, gdzie na pewno trzeba mocno zwolnić, ale jeśli ktoś uważa, że to taka tragedia...to zapraszam na wycieczkę na Przełęcz Ch...wą :) Tak poza tym owszem są fragmenty kiepskiego asfaltu, ale od polskich standardów to nie odbiega za bardzo. Ze 2 razy pomyliłem jeszcze drogę i zrobiłem bonusowe fragmenty, omijając przy tym odcinek na Kudowę (nie chciało mi się już sprawdzać mapy).
Wiata w okolicach Przełęczy Lisiej, niestety browara za zdobycie premii górskiej ktoś już opróżnił :D
Największym problemem była niska temperatura, która była szczególnie dokuczliwa na zjazdach, mocno mnie wyziębiło. Zjeżdżając w stronę Radkowa szukałem skrętu na Tłumaczów, ale nie znalazłem żadnego oznakowania i pomyślałem, ze skręt jest gdzieś dalej, na tym zjeździe zresztą było mi na tyle zimno, że ani nie myślałem o zatrzymywaniu się i szukaniu drogi. Myślałem nawet o powrocie pociągiem z Nowej Rudy. Niżej na szczęście było już lepiej, postanowiłem wrócić tą samą trasą. Przerwa w Nowej Rudzie w sklepie i dalej na Sokolą.
Ten odcinek już sobie darowałem :)
Fotka na szczycie i teraz z górki :)
Na koniec jeszcze dokręciłem po Wałbrzychu do 180km :)
Wnioski:
- Trasa Maratonu jest całkiem ciekawa, asfalt miejscami jest słaby, ale nie są to długie odcinki, mam nadzieję tylko, że pojawi się dobre oznakowanie, bo nie chciałbym jechać z mapą :)
- Po górach lepiej jeździ się jak jest trochę cieplej :)
- Z formy - pod względem wytrzymałości jestem zadowolony, dalej bolączką są strome podjazdy
- Trochę za dużo przerw na szukanie drogi itd., w założeniu miałem jak najwięcej jechać bez przerw :/ trochę to uniemożliwia obiektywną ocenę
- P.S. pakowanie tak rano jest trochę ryzykowne, zapomniałem butów i kurtki i na zakupy i spacer z psem musiałem iść w SPD :P
Kilka zdjęć wrzucę po weekendzie :)
Kategoria Etap górski, Ponad 100 km